Cuda i łaski

Cud wyzdrowienia z nowotworu złośliwego


Początek pandemii i marzec 2020, był ciężkim czasem dla wszystkich ludzi. My radośni wróciliśmy właśnie z kolejnej, pięknej podróży po Indiach i Malediwach. W Polsce pierwsi mieszkańcy dostawali pozytywne wyniki testów covidowych. U mnie czas ten zbiegł się z kolejnym, kontrolnym badaniem PSA i wizyty u urologa. Nadmienię, że od 2 lat już byłem pod stałą kontrolą specjalistów. Poprzednie biopsje pokazywały stan stabilny, na skraju normy. Tym razem odwołano mi na dzień przed, kolejne badanie, w związku z zamknięciem szpitali i przychodni. Udało się, w  zasadzie z dnia na dzień, za namową małżonki, dostać się do centrum bydgoskiej onkologii. Tam po wizycie i szybkim terminie biopsji, diagnoza nie zostawiła złudzeń – rak złośliwy prostaty. Mimo wielkiego strachu, niesprzyjającego czasu pandemicznego, gdzie nikt nie wiedział co nas czeka i jak rozwinie się sytuacja covidowa, dostałem szybki termin operacji. W szpitalu spędziłem 9 ciężkich, samotnych dni i jeszcze dłuższych noy. Zostałem zupełnie sam ze swoimi myślami i modlitwą. Nawet wizyty Kapelana szpitala były wstrzymane, nie mówiąc już o pójściu do kaplicy. Wiadomo, był zakaz chodzenia nawet po korytarzu.
Wtedy też z pomocą duchową, na odległość przyszedł mi, nasz wieloletni przyjaciel rodziny – ksiądz Henryk. Zawierzył moje zdrowie Matce boskiej Wspomożycielce Wiernych i każdej środy modlił się w mojej intencji.
Razem z najbliższą rodziną braliśmy udział w tych modlitwach online.
Najpierw 3 tygodnie cierpiałem, po poważnej jednak operacji, a potem dochodziłem do równowagi psychicznej i fizycznej. Już pierwsze wiadomości były pomyślne, ale nie ustawałem w modlitwie i zawierzeniu się Matce Bożej. Okazuje się, że i w domowym zaciszu, przy szalejącej pandemii, możńa prosić o łaskę zdrowia. Kolejne kontrole potwierdzały, że nie ma przerzutów, nie potrzebna jest chemia ani radioterapia.
Mijają właśnie 4 lata od najtrudniejszych tygodni w moim życiu. Czas ochrony i kontroli się kończy, ale proszę dalej Matkę Bożą o opiekę nade mną, moim zdrowiem i pełnym WYLECZENIEM
Wielkie Bóg zapłać za CUD WYZDROWIENIA!
Leszek Szklarski – Bydgoszcz 2 lutego 2024 r. 

Świadectwo NASZEJ MATKI WSPOMOŻYCIELKI za cudowną opiekę w skrajnie trudnej , wręcz beznadziejnej sytuacji bytowej naszej rodziny.
 
Jesteśmy małżeństwem od prawie 40 lat. Po 2 latach zamieszkiwania w Gdańsku w mieszkaniu matki mojej żony wraz z kilkumiesięcznym synem , moi krewni zaproponowali nam wspólne zamieszkanie w nowo kupionym przez nich domu jednorodzinnym (do remontu) z dużym ogrodem w Rumi.
Musieliśmy ten dom doprowadzić do stanu używalności i przygotować piętro domu dla właścicieli.
Mieliśmy tam mieszkać z moimi krewnymi , a w zamian za dożywotnią opiekę nad nimi i administrowanie domu  , po ich śmierci dom miał być przepisany na nas.
Niestety naiwnie zaufaliśmy umowie ustnej z moimi krewnymi.
Oni nigdy nie zamieszkali z nami. Najpierw po 3 latach umarła moja ciocia a następnie mój wujek oślepł i pozostał pod opieką swojego syna. Wujek w swoim testamencie przepisał dom swojej wnuczce. Po jego śmierci w  2001 młoda właścicielka naszego domu w Rumi nakazała nam opuszczenie jej domu , lub jego kupno.
Mieliśmy wtedy 4 dzieci i żyliśmy b. skromnie. Nie mieliśmy zdolności kredytowej na wzięcie pożyczki w banku ani nawet na 15% kwoty wstępnej (zaliczki) wartości nieruchomości wymaganej przez bank.
Wtedy w naszym kościele żarliwie modliliśmy się do NASZEJ MATKI WSPOMOŻYCIELKI i prosiliśmy o pomoc.
Niedługo potem w sposób cudowny MATKA BOŻA  postawiła na naszej drodze poznaną nam wcześniej kobietę , która proponowała nam dodatkowe ubezpieczenie osobiste.
Gdy poznała naszą beznadziejną sytuację bytową , zaproponowała nam spotkanie u nas w domu z nią i jej dobra znajomą , która pracowała w banku.
Wtedy podczas jednego niedzielnego popołudnia u nas w domu z ich pomocą znaleźliśmy sposób na wzięcie kredytu hipotecznego bez procentowej wpłaty wstępnej. Musieliśmy tylko znaleźć bardziej zamożnych współkredytobiorców . W cudowny sposób stali się nimi nasi przyjaciele.
Dostaliśmy kredyt i staliśmy się właścicielami domu w Rumi.
Wszystko dzięki wstawiennictwu NASZEJ MATKI WSPOMOŻYCIELKI u swojego SYNA i JEJ opiece nad nami.
Dla NIEJ nie ma rzeczy niemożliwych.
Czujemy JEJ opiekę nadal nad nami. Mamy od kilku lat spłacony kredyt hipoteczny.
Codziennie w wspólnej wieczornej modlitwie dziękujemy JEJ za doznane łaski o prosimy o dalszą opiekę.
             Wdzięczni   
                                          Ireneusz i Barbara
 
Cudowne uzdrowienie mojej mamy.
Najświętsza Matko Boża Wspomożycielko Wiernych,
Pragnę Ci podziękować za cudowne uzdrowienie mojej mamy.
Modlitwy zanoszone do Boga za Twoim wstawiennictwem doprowadziły do powrotu do zdrowia po chorobie nowotworowej. Diagnoza lekarzy to: nowotwór złośliwy. Szok, strach, przerażenie…I wiara, że będzie dobrze. Prośba do księdza Henryka o modlitwę do Matki Boskiej, Cudownej Rumskiej Wspomożycielki w intencji powrotu do zdrowia mojej mamy, a także modlitwy odmawiane przez całą rodzinę zostały wysłuchane. W tym trudnym czasie modlitwa i głęboka wiara pomagały mi funkcjonować i wykonywać konieczne codzienne sprawy.
Wsparcie, modlitwa, rozmowy księdza z mamą przed operacjami było olbrzymim wsparciem i pomocą.
Najświętsza Matko, przyjmij moje podziękowanie i głęboką wdzięczność.
Codziennie wieczorem wraz z córką modlimy się dziękując za otrzymane za Twoim pośrednictwem łaski.
Bardzo proszę, aby  przeczytano publicznie moje podziękowanie.
Bóg zapłać za wielką, nieocenioną pomoc.
Bibiana Magiera
Zabrze, 18 kwietnia 2023 r.
Wspomożycielka Wiernych uchroniła mnie od niechybnej śmierci lub kalectwa.
Ja Zofia, składam świadectwo cudownej opieki NMP Wspomożenia Wiernych nade mną. Pewnego dnia wracałam z kościoła z nabożeństwa majowego i Mszy Świętej. W pobliżu skrzyżowania ulic Piłsudzkiego i Dąbrowskiego zostałam bardzo silnie potrącona przez rozpędzony samochód, który skręcił z jezdni i wpadł na dom przy ul. Dąbrowskiego, odbijając kawał muru. Ja znajdowałam się na linii jazdy tego samochodu. Świadkowie tego wypadku, w tym policja, nie mogli zrozumieć, jak to się stało, że wyszłam z tego zdarzenia żywa, a w najlepszym razie bez złamania kręgosłupa czy kończyn. Zostałam tylko silnie potłuczona.. Nazwali to cudem. Ja wiem, mam pewność, że to opieka NMP Wspomożenia Wiernych uchroniła mnie od niechybnej śmierci lub kalectwa. Całe życie jestem Jej wielbicielką. Dzień zaczynam od poświęcenia Jej opiece i swej rodziny, a wieczorem dziękuję za otrzymane łaski. Jej opiece zawdzięczam to, że żyję i nie jestem kaleką. Dziękować  Jej będę do końca mego życia.
Zofia
Świadectwo uzdrowienia
Na początku 2005 r. zacząłem odczuwać ból prawego barku. W marcu udałem się do lekarza. Po przeprowadzonym badaniu oraz prześwietleniu rentgenowskim, stwierdzono zmiany zwyrodnieniowe. Ból, z którym nie rozstawałem się w dzień, jak i w nocy nie pozwalał mi normalnie funkcjonować. Leki przepisywane przez lekarzynie dały dobrego efektu. Ból ustępował na kilka lub kilkanaście dni.. Po wielu miesiącach leczenia u lekarza pierwszego kontaktu dostałem skierowanie do lekarza neurologa. Silne leki przepisywane przez lekarza pomogły tylko na kilka tygodni. Choroba nie ustępowała, a ból był coraz mocniejszy. Przez dwa lata nie przespałem spokojnie ani jednej nocy. Żyło się coraz trudniej. Bark był już bardzo obolały, co spowodowało również drętwienie prawej ręki. Miałem duże trudności z poruszaniem się. Lekarza neurolog zasugerował, że powinienem co najmniej przez rok zrezygnować z pracy. Jednak głęboka wiara, którą rodzice wpajali od dzieciństwa, a także gorliwa modlitw do Pana Boga, oraz ukochanej Matki Bożej Wspomożenia Wiernych dodawały mi otuchy w cierpieniu. W maju 2007 r. miałem zapisać się na rehabilitację. Jednak na kilka dni przed wyznaczonym terminem, wstając rano z łóżka nie odczuwałem bólu. Bark i ręka były jak przed chorobą. Mogłem poruszać się bez problemu. Wiedziałem, iż zawdzięczam swój powrót do zdrowia ukochanej Matce Wspomożycielce i Panu Jezusowi. To do Nich zwracałem się w modlitwie o powrót do zdrowia. Ból odszedł bezpowrotnie.
Wdzięczny za otrzymaną łaskę uzdrowienia czciciel Matki Bożej Wspomożenia Wiernych.
Mój mąż przez prawie dwa lata cierpiał na chorobę zwyrodnieniową prawego barku. Od marca 2005 r. leczył się przyjmując coraz to inne leki. Patrzyłam na jego cierpienie, które znosił w wielkiej pokorze. Przez wiele miesięcy nieprzespanych nocy oraz wiele dni w cierpieniu mąż zaczął źle wyglądać. Był blady, twarz miał zbolałą. Leki dawały słaby rezultat, gdyż pomagały na kilka dni lub tygodni. Mąż był pod opieką neurologa. Lekarz mówił, aby mąż poszedł na długie zwolnienie. Jednak mąż pracował i ze spokojem dalej znosił cierpienie. Pewnego dnia spostrzegłam, że prawa ręka robi się nieruchoma. Bark był tak zbolały, że mąż miał trudności w poruszaniu się. Przez wiele miesięcy mąż nieustannie się modlił. Chodziliśmy przez prawie rok kilka razy w tygodniu do Kościoła. Przyjmowaliśmy Najświętszy Sakrament i nie ustawaliśmy w modlitwie.
Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że głęboka wiara w Pana Boga i ukochaną Matkę Przenajświętszą pomogła mojemu mężowi w otrzymaniu łaski uzdrowienia.
Wierna czcicielka ukochanej Matki Bożej Wspomożenia Wiernych.
Ewa i Andrzej Konkol